
ciezko kiepskim aparatem robic interesujace zdjecia a nie lubie robic maniany wiec dzis tylko jedna mala fotka
kolo domu jest ogromny las w zasadzie bezkresny, jeden jego bok ogranicza pole golfowe i okoliczne osiedla ale na wschod i poludnie ciagnie sie bez umieru.
przedwczoraj poszlysmy na spacer z czapka i zuzulem(zuzul w wozku zaniosil sie swoim nowym zwyczajem placzem-ciezko bedzie ja przekonac do wozka, teraz mam metode nakarmic ja az po szyje tzk zeby az sie ulewalo i wtedy do wozka to zasypia i jest ok ale inaczej to bywa i 20 minut placzu...)
a no i ten spacer wiec potoczylysmy sie droga ktora do pewnego momentu znalam, potem skrecilysmy w szutr i dalej dalej dalej po godzinie kiedy wyszlysmy na wieksza polane okazalo sie ze komina, ktory jest naszym drogowskazem nie ma na horyzoncie...zrobilysmy jak sie wydawalo ogromna petle, ktora zajela nam ponad 2h.
teren zroznicowany duzo podjezdow i zjazdow, na rower idealnie na wozek ciezko o tyle ze trzeba sie napracowac rekami i nogami natomista sama nawierzchnia doskonaly drobny szutr zadnych wiekszych kamieni czy korzeni. co jakis czas przechodzi sie wzdloz strumienia...i wszedzie w lesie ogromne omszale glazy.
ponoc zdaza sie ze stada saren przebiegaja droge...
petla jak sie okazalo ma jedynie 7 km...no moze nie jedynie ale pierwszy raz kiedy nia szlam wydawala sie okropnie dluga. wczoraj wyciagnelam na nia artura i zajela namniecale 2 h dzis juz tylko 1,40:)
pot sie lal, slonce siwecilo a zu spala:)na szczescie wozek jest pozadnym wozkiem a nie kolejnym gratem i bez problemow mozemy sobie penetrowac kolice.
jutro wyprawa do miasta mam nadzieje ze bedzzie ladna pogoda...musimy uzupelnic zapasy jedzieniowe bo dzis bylo swieto wszystko w promieniu 10 km pozamykane i musialam na kuskusie dziadowac:)
zu rosninie i dojrzewa w oczach:)
zaczela juz lapac w lapki w zasadzie lapie wszystko co sie da i siup do buzi....