piątek, 2 września 2011

wiec tak pierwszy tydzien przedszkola za nami.
nie byl to taki normalny jeszcze tydzien. tj pojawialysmy sie najszybciej jak to mozliwe toz po porannej kwie i pierwszym sniadaniu.
przyczepka do roweru i jedziemy. nieby jest niedaleko mysle ze okolo 1 km ale ze tutaj zawsze jest pod gore(no cyba ze czasem w dol) to z buta wdrapanie sie na szczyt to minimum 15 minut i kupa potu wylanego po drodze. wybieram rower co mu oczywiscie przednia przerzutka obciera o cos bo mmmm
- za krotki suporttymi
-bo sama nie wiem cos ktos znow zawinil hehehe
no i cos tam jeszcze z biegami skacze....dobrze ze arti wraca na dniach.
mysle ze fotelik rowerowy musimy ogarnac jak najszybciej bo to jednak 15 kg mniej.
wiec z rana kilka minut wysilku zredukowanego do minimum.
dzieciaki jak to dzieciaki bawa sie tam rysuja, spiewaja, myja rece i robia siusu
ja troche z nia siedze ale coraz krocej teoretycznie kazdego dnia zu zostaje o godzine dluzej ale faktycznie to po 5 dniach byla tylko 3 godziny. tak wiec wielkiej ulgi i mega ilosci czasu nei mam ale na posprzatanie w domu i ugotowane obiadu starcza. hehehe co za piekne zycie:)
koszmar zaczyna sie natomiast po poludniu bo zu wykonczona calym dniem zabaw jest senna ale juz nei bardzo spi w dzien wiec awanturuje sie.momentami trzeba zamykac okno

1 komentarz:

  1. Upierdliwe dzieci dobrze jest zamknąć na godzine w lodówce. Szybko dochodzą do siebie, a ich niepoprawne zachowanie znika.

    OdpowiedzUsuń